poniedziałek, 18 listopada 2019

Firmy coraz częściej dbają o pozytywne doświadczenia kandydatów podczas rekrutacji


Firmy coraz częściej dbają o pozytywne doświadczenia kandydatów podczas rekrutacji, co z kolei przekłada się na lojalność wobec marki.



Aby przyciągnąć pracowników, nie wystarczy tworzyć miejsc pracy, ale trzeba zadbać o doświadczenia kandydatów i traktować ich jak klientów – przekonuje Maja Gojtowska, autorka książki „Candidate experience. Jeszcze kandydat czy już klient?”. Budowa pozytywnego candidate experience może stanowić o przewadze konkurencyjnej firmy. Brak komunikacji z rekruterem czy niepodawanie istotnych dla kandydata informacji w ogłoszeniu o pracę może zniechęcić do marki. Tymczasem firma, która dba o pracowników podczas rekrutacji, sama tworzy ambasadorów marki.

– Sam fakt tworzenia miejsc pracy to dzisiaj zdecydowanie za mało, trzeba zastanowić się, co zrobić, żeby kandydaci chcieli pracować właśnie w tej organizacji. Pierwsza rzecz, którą należy zrobić obowiązkowo, to rachunek sumienia i zastanowienie się, czy rzeczywiście w takim procesie rekrutacyjnym kandydat zechce wziąć udział – mówi Maja Gojtowska.

Raport eRecruiter „Candidate experience w Polsce” wskazuje, że blisko 80 proc. pracodawców podczas rekrutacji stara się, by kandydat poznał bezpośredniego przełożonego, 75 proc. rzetelnie przedstawia warunki zatrudnienia, a 64 proc. deklaruje, że stosuje prosty proces rekrutacji. Ciągły kontakt z kandydatem i możliwość bezpośredniej komunikacji z rekruterem zapewnia 60 proc. pracodawców, jednak tylko 43 proc. informuje kandydatów o powodach niezakwalifikowania się, co trzeci powiadamia o zakończeniu rekrutacji, a 13 proc. podaje w ogłoszeniu informacje o zarobkach. Tymczasem zdecydowana większość kandydatów oczekuje rzetelnego przedstawienia warunków pracy, informacji o zarobkach i powodach niezakwalifikowania się do dalszego etapu.

– Z taką uwagą, z jaką traktujemy klientów, powinniśmy traktować naszych kandydatów i pracowników – przekonuje Maja Gojtowska. – Nowa osoba do pracy to klient, pracownik, osoba, która może zarekomendować nowych pracowników. Pamiętajmy, że dobre słowo pracownika na temat swojego aktualnego pracodawcy to papierek lakmusowy i zachęta dla innych osób do podjęcia pracy w danej firmie.

Blisko 60 proc. pracodawców deklaruje, że dba o doświadczenia kandydatów na co dzień, a 48 proc. ma wdrożony standard zachowań. Zaledwie 24 proc. prowadzi regularne wewnętrzne działania w zakresie dbania o doświadczenia kandydatów, a 16 proc. przynajmniej raz w roku pyta kandydatów o opinię.

– Z perspektywy budowy doświadczeń kandydata bardzo ważne jest również badanie doświadczeń kandydatów w procesach rekrutacyjnych. Tylko pytając kandydata na koniec procesu, jak ocenia ten proces i swoje doświadczenia, czy byłby skłonny zarekomendować innym swoim znajomym udział w procesie rekrutacyjnym właśnie w naszej firmie, jest bezcenną informacją, która pozwoli nam na koniec dnia wprowadzić konkretne zmiany w procesach rekrutacyjnych – ocenia ekspertka.

Udzielanie informacji zwrotnej ze wskazaniem powodów odrzucenia stanowi wyzwanie dla rekruterów. Tymczasem informację o odrzuceniu lub przejściu do kolejnego etapu rekrutacji wszystkim aplikującym osobom przekazuje zaledwie 13 proc. pracodawców, blisko połowa zaś (47 proc.) wszystkim, którzy wzięli udział w minimum jednym spotkaniu rekrutacyjnym, a 14 proc. – tylko wybranym kandydatom.

– Paradoksalnie to nie samo niezatrudnienie kandydata jest problemem, ale sposób, w jaki to zostało mu zakomunikowane albo czy w ogóle on o tym wie, że nie został zatrudniony. Jeśli kandydat nie zostaje zatrudniony, ale w sposób merytoryczny zostaje mu przekazana informacja zwrotna, z czego ta decyzja wynika i co może zrobić, żeby w przyszłości ponownie aplikować na stanowisko w tej firmie, to może stać się on ambasadorem marki pracodawcy na rynku. Problem zaczyna się wtedy, kiedy odrzucamy kandydata i zostawiamy go z niczym – podkreśla Maja Gojtowska.

Pracodawcy coraz częściej podejmują dodatkowe działania w celu poprawy doświadczeń kandydatów. Chęć poprawy wizerunku wskazuje 68 proc. firm, nieco mniej jako powód podaje dbanie o doświadczenia kandydatów jako klientów. Ponad połowa chce w ten sposób zwiększyć liczbę poleceń od kandydatów.

– Firmy mogą skorzystać z tzw. synergii marek, czyli wykorzystać dobre konotacje konsumentów z markami produktowymi czy usługowymi i przełożyć je na budowę doświadczeń kandydatów w procesie rekrutacyjnym. Jeśli ta obietnica marki produktowej będzie spójna z tą obietnicą, którą składamy kandydatowi w procesie rekrutacyjnym, to potem doświadczenia zatrudnionej osoby będą tylko potwierdzeniem, że firma sama tworzy prawdziwych ambasadorów – mówi Maja Gojtowska.
Newseria


Zwiększa się liczba osób pracujących jako freelancerzy


Coraz większa liczba osób pracuje jako freelancerzy. Niejednokrotnie taki model pracy wybierany jest świadomie i dobrowolnie.



Choć w Polsce przywiązanie do etatu wciąż jest wysokie w porównaniu z innymi krajami, coraz częściej zwłaszcza młodzi ludzie wybierają elastyczne formy pracy. Podobnie jak na świecie w tej grupie 75–80 proc. stanowią programiści, graficy i copywriterzy. Z raportu „Freelancerzy w Polsce 2019” wynika, że choć udział wolnych strzelców w rynku pracy nie jest tak wysoki jak w USA czy Europie Zachodniej, to przybywa ich w tempie ponad 10-proc. Szybciej niż ich liczba rośnie wartość tego rynku.

W tym roku liczba wolnych strzelców na polskim rynku pracy wzrośnie według wyliczeń raportu o 12,5 proc. do poziomu 450 tysięcy. Z raportu serwisu Useme.eu wynika, że wartość rynku freelancingu w Polsce zwiększy się w tym roku o 17,5 proc. do 9,4 mld zł.

– Najbardziej opłaca się być freelancerem programistą. Branża IT to zdecydowanie najlepiej płatna branża wśród prac freelancerskich. Tutaj stawki godzinowe szacowane są na 100–150 zł, ale najlepsi programiści potrafią zarabiać nawet 200–250 zł za godzinę – mówi Przemysław Głośny, prezes serwisu pracy zdalnej Useme.eu. – Wśród freelancerów popularne są też wszystkie prace związane z designem, grafiką. Tu stawki wynoszą od 50 do 100 zł. Trochę mniej płatne, ale w dalszym ciągu całkiem nieźle, są prace związane z tłumaczeniami czy specjalistycznym pisaniem tekstów.

Osoby utrzymujące się tylko z tej formy zarobkowania, stanowią niespełna połowę osób korzystających z tego modelu pracy. Więcej niż co dziesiąty badany w 2019 (10,6 proc.) planował porzucić umowę o pracę na rzecz freelancingu. Co szósty badany (17 proc.) pracował jako wolny strzelec, będąc studentem (14 proc.) lub uczniem przed maturą (3 proc.).

– Koszty, które ponosi freelancer, zwykle nie są wysokie. Według naszych badań 90 proc. freelancerów pracuje we własnym domu, w związku z tym żadnych większych kosztów z utrzymaniem miejsca pracy w zasadzie nie ma, poza internetem czy telefonem – mówi Przemysław Głośny. – Największym kosztem jest chyba zdobycie wiedzy na samym początku.

Raport „Freelancerzy w Polsce 2019” został przygotowany w oparciu o badanie przeprowadzone metodą CAWI, w którym wzięło udział 1 224 freelancerów w pierwszym kwartale br. Najliczniejszą grupę respondentów stanowią osoby między 25 a 34 rokiem życia (51,5 proc.), pochodzące z dużych (38 proc.) i średnich miast (21,7 proc.). W bieżącym roku odpowiedzi udzieliło niemal tyle samo kobiet co mężczyzn (odpowiednio 50,4 proc. i 49,6 proc.).

– Drugą największą grupą są 35–44-latkowie, czyli łącznie przedział wiekowy 25–44 to jest 3/4 freelancerów pracujących w Polsce. Z jednej strony to są ludzie już po szkołach, często pracujący wcześniej na etacie w jakiejś firmie, ale zdali sobie sprawę z tego, że wolą pracować na własny rachunek – tłumaczy prezes Useme.eu. – Największym plusem bycia freelancerem jest elastyczność czasu i miejsca pracy. Kolejnym aspektem będzie też możliwość doboru klientów. Jednak pracując na własny rachunek, można w jakiś sposób wpływać na to, z kim i dla kogo się pracuje.

Z badań wynika także, że rośnie liczba osób, które wykazują się coraz dłuższym stażem pracy jako freelancerzy, potrafiący się z tej pracy utrzymać. W 2018 roku 14 proc. badanych zastanawiało się nad rezygnacją z etatu na rzecz pracy na własny rachunek, a 10 proc. rozważało przeciwny ruch. Ten system pracy daje bowiem swobodę, ale wymaga też samodyscypliny.

– Większość freelancerów pozyskuje swoich klientów poprzez rekomendacje od swoich klientów. W związku z tym z natury rzeczy osoby, które są systematyczne i pracowite, mają większe szanse na pozyskanie nowych zleceń – podsumowuje Przemysław Głośny. – Następna rzecz, która jest istotna, to chęć rozwijania się. Mówimy o branżach, w których nieustannie wiele rzeczy się zmienia, więc trzeba być na bieżąco z nowinkami technicznymi.
Newseria



czwartek, 31 października 2019

Jarosław Kuźniar: Dla mnie sukces to poczucie bezpieczeństwa


Jarosław Kuźniar: Dla mnie sukces to poczucie bezpieczeństwa i na razie je mam. Żyję sobie spokojnie i pilnuję realizacji swoich pomysłów.



Zdaniem dziennikarza określenie „sukces” jest wielowymiarowe i warto rozpatrywać je głębiej niż tylko przez pryzmat stanu konta czy obecności na pierwszych stronach gazet. Dla niego sukces to filozofia życia i możliwość robienia tego, co jest jego pasją. To kompozycja wielkiego wysiłku i dobrze wykorzystanych szans. To także każdy mały krok, który robi w kierunku realizacji swoich marzeń. Jednym z ostatnich jest produkowanie w całości swoich programów podróżniczych.

Jarosław Kuźniar tłumaczy, że określenie „sukces” w stosunku do jakiejś sytuacji czy osoby szybko może się przeterminować. Coś, co bowiem dziś postrzegane jest w najlepszych kategoriach, jutro za sprawą różnych zbiegów okoliczności już może stracić swoją wartość.

– Mam z tym duży problem, dlatego że wszyscy przychodzą i mówią: „A, pan jest z telewizji, więc pan jest człowiekiem sukcesu”. Nie wiem i nie mam takiego przekonania, dlatego że to jest bardzo dynamicznie zmieniający się świat. Nasza rozmowa też może być odebrana jako sukces, bo nie zapomniał języka w gębie, opowiedział ciekawie o różnych rzeczach. Tak, dzisiaj tak, ale jutro czy dalej będę człowiekiem sukcesu? A może popełnię po drodze jakiś błąd? – mówi Jarosław Kuźniar.

Dziennikarz sukcesem nazywa każdy małe działanie, które przybliża go do realizacji swoich życiowych planów i każde potknięcie, które pozornie tylko go od nich oddala.

– Żyję sobie spokojnie i pilnuję realizacji tych pomysłów, które mam w głowie, nie licząc z góry, że one będą zamienione na sukces. Jeśli miałbym dzisiaj złapać to słowo w definicję, sukces to jest poczucie bezpieczeństwa i na razie je mam – mówi Jarosław Kuźniar.

Dziennikarz tłumaczy, że ma w głowie wiele planów i projektów do zrealizowania. Nie wyklucza też, że niedługo stanie po drugiej stronie kamery.

– Chciałbym te rzeczy, które robię – podróżniczo-redakcyjne produkować i to jest mój cel na najbliższe miesiące. Być w roli kogoś, kto dostarcza nie tylko swoją twarz, swoją wiedzę, lecz także dostarcza gotowy produkt, który jest przeze mnie napisany, przeze mnie wyreżyserowany, przeze mnie wyprodukowany. I trafiam do jak najszerszej publiczności – mówi Jarosław Kuźniar.

Jarosław Kuźniar został też ambasadorem kampanii „Success is a blend” marki Chivas, która dedykowana jest ludziom odważnie sięgającym po swoje marzenia i pokazuje, że każdy z osobna jest wyjątkowy, a razem tworzą niepowtarzalny blend. Wraz z Magdaleną Cielecką i Maciejem Musiałem dziennikarz przekonuje, że sukces niejedno ma imię i dla każdego znaczy coś innego.

– Do kampanii „Success is a blend” chcielibyśmy zaprosić ludzi, którzy może nie są znani z pierwszych stron gazet, ale też zrobili coś fajnego, bo ich sukces to jest np. szczęście kogoś innego, ich sukces to jest pomoc komuś innemu, więc takie osoby, takich ludzi też chcielibyśmy pokazać w naszej kampanii – mówi Jarosław Kuźniar.
Newseria


Kandydaci do pracy chcą znać powody odrzucenia CV


Kandydaci do pracy chcą znać powody odrzucenia CV. Tylko co szósty z nich dostaje taką informację.



Zaledwie połowa kandydatów do pracy uważa, że rekrutujący dbają o dobre relacje z aplikującymi na dane stanowisko. Przykładowo, tylko co szósty kandydat otrzymał informację zwrotną na temat powodów odrzucenia oferty. Mimo że chciałaby je poznać zdecydowana większość aplikujących. Negatywne doświadczenia podczas procesu rekrutacji mogą oznaczać utratę reputacji i klientów – nawet 65 proc. osób zmienia pod ich wpływem nastawienie do marki, a 20 proc. nie kupi produktu lub usługi danej firmy. 

– Candidate experience to ogół doświadczeń, które kandydaci wynoszą po kontakcie z firmą jako pracodawcą. Ten pierwszy punkt styku z marką zazwyczaj ma miejsce dużo wcześniej niż w procesie rekrutacyjnym, bo jest to często pierwsza wizyta w sklepie albo w firmie jako klient, czasem jest to moment, kiedy ktoś znajomy opowiada nam o danej firmie. Wtedy już sobie zaczynamy wyrabiać opinię o niej jako potencjalny kandydat – mówi Maja Gojtowska, autorka książki „Candidate experience. Jeszcze kandydat czy już klient?”. 

Z raportu „Candidate Experience w Polsce”, przygotowanego przez eRecruiter, wynika, że według połowy kandydatów pracodawcy dbają o dobre relacje z osobami aplikującymi. Dla porównania, jeszcze w 2017 roku takiego zdania było ok. 30 proc. osób. 

– Pracodawcy coraz więcej uwagi przykładają do budowania doświadczeń kandydatów, jednak z perspektywy kandydatów wciąż jest bardzo dużo do zrobienia – ocenia Maja Gojtowska. 

Zdecydowana większość (88 proc.) oczekuje rzetelnego przedstawienia warunków pracy, informacji o zarobkach i powodach niezakwalifikowania się do dalszego etapu rekrutacji (po ok. 70 proc.). Postulaty nie znajdują jednak pokrycia w rzeczywistości – tylko 40 proc. spotkało się z rzetelnym przedstawieniem warunków zatrudnienia, 17 proc. dowiedziało się, dlaczego nie zostali wybrani, a 27 proc. znalazło informacje o wynagrodzeniu w ogłoszeniu o pracę. 

– Ten dysonans pomiędzy kandydatami, którzy tego oczekują, a tymi, którzy tego rzeczywiście doświadczyli, jest bardzo duży – podkreśla Maja Gojtowska. 

Raport „Candidate Experience w Polsce” wskazuje, że negatywne doświadczenia z procesu rekrutacji zmieniają nastawienie do marki w przypadku 65 proc. osób. Nieco więcej deklaruje, że nie będzie ponownie aplikować do takiej firmy, a 45 proc. – odradzi to innym osobom. Co piąty kandydat, który wyniósł negatywne wrażenia z procesu rekrutacji, zapowiada, że nie kupi produktu lub usługi tej firmy. 

– Firmy potrzebują szerokiej, całościowej edukacji w zakresie candidate experience. Potrzebują spojrzenia na procesy budowy doświadczeń kandydatów nie tylko jako na jednorazową rekrutację, lecz także na cały proces, który bezpośrednio przekłada się na decyzje zakupowe kandydatów. Jest mnóstwo badań, które pokazują, że kandydat swoje doświadczenia z procesu rekrutacji, szczególnie te negatywne, przekłada na swoje decyzje zakupowe – podkreśla ekspertka. 

„Barometr Rynku Pracy XII”, przygotowany przez Work Service, podaje, że co piąta osoba pracująca zamierza zmienić miejsce zatrudnienia. Pozostali nie rozglądają się za nowym pracodawcą, a to oznacza, że firmy, które szukają rąk do pracy, muszą szukać innych dróg dotarcia z informacjami o prowadzonej rekrutacji. Dlatego na znaczeniu zyskuje marketing rekrutacyjny, czyli np. nawiązanie kontaktu z potencjalnymi kandydatami za pomocą mediów społecznościowych, czy system rekomendacji. 

– 80 proc. kandydatów na rynku pracy to tzw. kandydaci pasywni, czyli osoby, które są zainteresowane zmianą pracy, ale nie szukają jej aktywnie. Dla pracodawców to ogromne wyzwanie, ponieważ dotarcie do takich osób wymaga zupełnie innych narzędzi, zupełnie innego sposobu myślenia o rekrutacji – zauważa Maja Gojtowska.
Newseria


wtorek, 29 października 2019

Kobiety mają ogromną siłę i są zdeterminowane


Grażyna Torbicka: Kobiety mają ogromną siłę i są zdeterminowane. Szklane sufity są, ale już coraz cieńsze.



Dziennikarka uważa, że rola kobiet w obecnym świecie jest nie do przecenienia. Ich pozycja się umacnia, nie boją się walczyć o swoje marzenia, znakomicie sprawdzają się na ważnych stanowiskach i potrafią pogodzić obowiązki zawodowe z prowadzeniem domu. By jednak mogły się realizować na kilku płaszczyznach, potrzebują wsparcia ze strony swoich partnerów. Dzięki umiejętnemu podziałowi ról obie strony mogą czuć się szczęśliwe i spełnione.

Zdaniem Grażyny Torbickiej kobiety coraz skuteczniej wyłamują się ze stereotypów, walczą o swoje prawa, są ambitne, mają pasje i nie boją się podejmować decyzję, które mogą diametralnie zmienić ich życie.

– Kobiety są po prostu wspaniałe i piękne. I nie chodzi tu tylko o piękno zewnętrzne, choć o to również, ale przede wszystkim o takie piękno, z jakim idzie się przez życie, piękno dążenia za swoimi marzeniami i pasjami, bycie sobą, nieoglądanie się ślepo na tendencje, na mody, wybieranie z tego wszystkiego, co świat nam proponuje, tego, co jest nam bliskie i z czym się czujemy najlepiej – mówi Grażyna Torbicka.

Dziennikarka twierdzi, że Polki są coraz lepiej wykształcone, doskonale radzą sobie w różnych zawodach, nawet tych uznawanych za typowo męskie, i mogą zajmować kluczowe stanowiska. W tej kwestii potrzebna jest jednak pewna zmiana myślenia w społeczeństwie.

– Rola kobiet we współczesnym świecie jest ogromna. Ale jest jeszcze bardzo dużo miejsca do wypełnienia przez kobiety i jest jeszcze bardzo dużo miejsca do tego, żebyśmy zrozumieli, że ta rola kobiet i mężczyzn, i w ogóle piękno współczesnego świata, polega na partnerstwie. I dopóki tego partnerstwa kobiety i mężczyzny nie będzie, dopóki nie będzie wzajemnego szacunku, albo kobiety i kobiety, albo mężczyzny, ale tego partnerstwa na równych zasadach, dopóty świat będzie kulawy i będzie miał problemy – mówi Grażyna Torbicka.

Jej zdaniem kobiety powinny mieć odwagę i motywację do przebijania się przez szklane sufity. Nie mogą tworzyć w swojej głowie barier, które nie pozwalają im zawalczyć o realizację swoich planów.

– Szklane sufity są, ale już coraz cieńsze. Kobiety mają ogromną siłę, są zdeterminowane, jeśli mają jakiś cel, jeśli mają jakieś marzenie, to będą za nim podążać. I to, co ja jeszcze cenię bardzo w nas, kobietach, z czego osobiście też jestem dumna w moim życiu, to umiejętność łączenia pasji zawodowej z udanym życiem osobistym, że nie musi jedno przeczyć drugiemu, nie musi jedno likwidować drugiego. To jest też coś, na co powinniśmy zwrócić uwagę – mówi Grażyna Torbicka.

Dziennikarka przyznaje, że ona sama też nie raz przebijała szklany sufit i konsekwentnie dążyła do wytyczonego celu.

– Jeśli chcieli mnie jakoś pod tym sufitem utrzymać, to zawsze starałam się pokazywać drugiej stronie, że jeśli nie tymi drzwiami, to innymi wejdę i tak będę robić to, co chcę robić – dodaje Grażyna Torbicka.
Newseria


piątek, 25 października 2019

Zalety kobiecości według Anny Dereszowskiej


Anna Dereszowska: "Trzeba pozwalać kobietom się rozwijać i nie wywierać presji, żeby realizowały się tylko rodzinnie".



Zdaniem aktorki kobiety są dużo wrażliwsze i bardziej pomysłowe niż mężczyźni. Mają też zdolność robienia kilku rzeczy jednocześnie i umiejętnego godzenia ze sobą z różnych obowiązków. Potrafią doskonale zadbać o dom, a w pracy ocieplić atmosferę i zjednoczyć zespół. Partnerzy powinni więc stworzyć im odpowiednie warunki do rozwoju.

Anna Dereszowska zwraca uwagę na to, że dużą zaletą kobiet jest wielozadaniowość. I w tej kwestii panie mają nad mężczyznami dużą przewagę. Skutecznie mogą więc działać na wielu płaszczyznach.

– Kobiety mają zupełnie inne perspektywy niż mężczyźni, są pod wieloma względami wrażliwsze i inaczej patrzą na wiele spraw. Dzięki ich wrażliwości, dociekliwości, ale też takiemu multitaskingowi, który kobiety mają – bo mężczyzna w danej chwili skupia się na jednym, a kobieta ma w głowie cały czas te milion głosów przeróżnych spraw do załatwienia – dzięki temu też czasem rodzą się fantastyczne pomysły, fantastyczne powiązania. Kobiety potrafią np. świetnie zjednoczyć zespół w pracy, więc rola kobiet absolutnie jest nie do przecenienia – mówi Anna Dereszowska.

Aktorka przyznaje, że kobiety są coraz bardziej samodzielne i niezależne. Nie boją się podejmować wyzwań i łączyć ze sobą wielu obowiązków. Dobrze jednak, gdy w tych wszystkich działaniach mają wsparcie ze strony swoich partnerów.

– Kobiety wybierają różne drogi życiowe, ale często też chcą się realizować prywatnie i wówczas bardzo potrzebują wsparcia. Zresztą sama wiem po sobie, że również potrzebuję wsparcia ze strony najbliższych. Więc też apel do tych bliskich, czy mężczyzn, czy kobiet, żeby pozwalać rozwijać się kobietom, żeby dawać im przestrzeń, nie ograniczać kobiety, nie wywierać presji, żeby realizowała się wyłącznie rodzinnie, ale żeby jednak miała przestrzeń dla siebie i dla swoich pasji – mówi Anna Dereszowska.

Zdaniem aktorki kobiety na drodze do realizacji swojego celu często muszą przebijać wiele murów i udowadniać, że coś potrafią tak samo dobrze albo nawet lepiej niż mężczyźni. W trudnych momentach potrzebują więc pomocnej dłoni, motywacji i zachęty do dalszego działania. I tu największa rola bliskich osób.

– Jestem dość niezależna i od samego początku tę swoją niezależność manifestuję. I myślę też, że mężczyznom, z którymi się wiązałam, imponowała moja praca, mój temperament, moje zaangażowanie w sprawy zawodowe, więc oni mnie w tej mojej zawodowej drodze wspierali i wciąż mój partner ogromnie mnie wspiera, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Ale gdyby nie najfantastyczniejsza na świecie niania, kobieta jednak, to z cała pewnością nie mogłabym realizować się w takim zakresie, w jakim robię to w tej chwili – dodaje Anna Dereszowska.
Newseria


czwartek, 24 października 2019

Jarosław Kuźniar - dziennikarz i odkrywca


Jarosław Kuźniar: "Jestem odkrywcą, który jeździ, patrzy, słucha i opowiada. Chciałbym się trochę przenieść ze świata politycznego na podróżniczo-społeczny".



Jak tłumaczy Jarosław Kuźniar, stara się umiejętnie łączyć ze sobą dwie swoje największe życiowe pasje – podróżowanie i dziennikarstwo. Podczas wyjazdów za granicę odwiedza nieodkryte dotąd zakątki i wytycza własne, nieoczywiste szlaki, wsłuchując się w rekomendacje ludzi, którzy żyją w danym miejscu. Efektem tych wypraw są filmy dokumentalne, w których pokazuje, jak wiele można zyskać, zwiedzając świat bez przewodników turystycznych. Relacje te mają niezwykle dużą wartość, bo są wynikiem dociekliwości i dobrego warsztatu dziennikarskiego.

Jarosław Kuźniar podkreśla, że dla niego wyzwaniem są takie podróże, które nie mają z góry założonego planu. Dlatego też w ramach „Onet on tour”, w relacjach z wyjazdów do różnych krajów odkrywa ze swoimi gośćmi mniej znane miejsca, często poza głównymi szlakami turystycznymi. W tych nietypowych wędrówkach ekipę wspierają lokalni przewodnicy i mieszkańcy, którzy najlepiej wiedzą, gdzie jest najpiękniej i gdzie najbardziej czuć atmosferę miasta czy regionu. Dziennikarz nie ukrywa, że to zajęcie sprawia mu ogromną przyjemność.

– Patrząc po swoim kalendarzu, to jednak ostatnio chyba najbardziej jestem odkrywcą, który jeździ, patrzy, słucha, opowiada. To rzeczywiście jest coś takiego, co zaczęło dominować w tym, co robię i będę się na tym skupiał – mówi Jarosław Kuźniar. – Myślę, że tego odkrywania będzie w najbliższych miesiącach zdecydowanie więcej. Chciałbym się trochę przenieść ze świata politycznego na podróżniczo-społeczny. W tej kwestii jest dużo do opowiedzenia.

Jarosław Kuźniar podkreśla, że kiedy podczas swoich zagranicznych wypraw realizuje dokumenty, wykorzystuje swoją dociekliwość i warsztat dziennikarski. Ciągle szuka więcej – zarówno wiedzy, jak i wyzwań.

– Byłem przed chwilą na Węgrzech, wcześniej w Estonii i jak jadę na dokument, to jadę jako dziennikarz. Jadę zadawać pytania i nie jest ważne, czy rozmawiamy w destylarni whisky, czy w Tokaju, czy w Estonii o tym, jak zorganizowane jest to państwo. Muszę wyjść z roli kogoś, kto jest ciekawy świata i pyta. A jak jesteś ciekawy świata i pytasz, to jesteś dziennikarzem. Chociaż obecnie występuję w wielu rolach na raz, bo muszę to wymyślić, zrealizować, wyprodukować i muszę jeszcze w jakimś sensie sprzedać moim widzom, żeby oni to chcieli zobaczyć. I tu tych ról jest dużo, ale cały czas dziennikarza jest sporo – mówi Jarosław Kuźniar.

Po odejściu ze stacji TVN Jarosław Kuźniar rozpoczął współpracę z portalem Onet. Realizuje też własne projekty biznesowe. Teraz został również ambasadorem kampanii „Success is a blend” marki Chivas, która mówi o ludziach odważnie sięgających po swoje marzenia i pokazuje, że każdy z osobna jest wyjątkowy, a razem tworzą niepowtarzalny blend.
Newseria


wtorek, 22 października 2019

Amazon zdobywa polski rynek


Z platformy Amazon korzysta coraz więcej kupujących, ale polscy sprzedawcy nie do końca wykorzystują jej możliwości.




Choć udział Amazona w polskim e-commerce nie przekracza dziś 5 proc., amerykański gigant zdobywa w nim udziały krok po kroku, przejmując powoli rynek, na czym w największym stopniu może stracić rodzime Allegro. Polacy na Amazonie mają dziś do wyboru ponad 200 mln artykułów z opisami tłumaczonymi na język polski i korzystają z niego w coraz większym stopniu. Polskie firmy sprzedające za pośrednictwem Amazona mogą pochwalić się dziś dużymi przychodami z tego tytułu, ale wciąż nie do końca wykorzystują możliwości, jakie platforma im oferuje.

– Choć Amazon.pl jest dzisiaj przekierowany na Amazon.de, to cały serwis jest dostępny w języku polskim. Firma zatrudnia w Polsce programistów, ma centra logistyczne i coraz więcej ludzi w marketingu i sprzedaży. To znaczy, że de facto Amazon jest już w Polsce dostępny, choć czekamy jeszcze na agresywniejszą walkę o swój udział w rynku, na billboardy i kampanię w internecie. To jest kwestia czasu, my to nazywamy cichym przejęciem rynku, bo z roku na rok Amazon coraz bardziej rozwija się w Polsce i ma tu coraz więcej kupujących – mówi Sascha Stockem, prezes zarządu i założyciel firmy Nethansa.

Amerykański gigant sprzedaży internetowej zanotował w ubiegłym roku obroty rzędu 277 mld dol. brutto. W polskim rynku e-commerce ma na razie udział, sięgający – według różnych szacunków – od 3 do 5 proc.

– Wszyscy wiemy, że w Polsce liderem rynku jest dzisiaj Allegro, które od dłuższego czasu z pewnością mocno obserwuje to, co robi Amazon, czego przykładem jest chociażby program Prime. Z drugiej strony w Polsce wielu konsumentów kupuje bezpośrednio w sklepach online, ale trend będzie migrował coraz bardziej w kierunku marketplace’u. Podobnie jak na rynkach w Wielkiej Brytanii czy Niemczech, gdzie większość kupujących robi zakupy na Amazonie, w Polsce ten fenomen też się zjawi – przekonuje Sascha Stockem.

Jak zauważa ekspert, polscy użytkownicy Amazona mają już dzisiaj do wyboru ponad 200 mln artykułów z opisami tłumaczonymi na język polski i korzystają z serwisu w coraz szerszym stopniu, choć często trafiają do niego raczej przez przypadek niż jako świadomi i stali klienci. Z drugiej strony polskie firmy sprzedające za pośrednictwem platformy Amazon już od kilku lat cieszą się dużymi obrotami generowanymi za pośrednictwem tego serwisu i stanowi to poważną część ich przychodów. Wciąż jednak nie do końca wykorzystują wszystkie możliwości, jakie oferuje im platforma.

– Większość firm jeszcze nie korzysta z tego w pełni i dopiero się rozgląda albo bada możliwości. To ewidentnie idzie do przodu, ale nie w takim tempie, jak w innych krajach. W związku z tym cały czas mamy dużo do nadrobienia – mówi Sascha Stockem.

Założyciel Nethansy, która zajmuje się wprowadzaniem polskich przedsiębiorstw na Amazona, podkreśla że e-commnerce'owy gigant oferuje przede wszystkim możliwość korzystania ze swojej infrastruktury i dostęp do ponad 310 mln kupujących na całym świecie, w tym 100 mln w samej Europie. Żadna inna platforma internetowa nie ma dostępu do tak dużej liczby klientów.

– Można rozpocząć sprzedaż bardzo szybko i skalować w ekspresowym tempie przy minimalnym nakładzie inwestycji. Jedyne, co trzeba zrobić, to się zgłosić. Natomiast z punktu widzenia kupujących, Amazon jako wielka firma zorientowana prokonsumencko, zapewnia im przede wszystkim bezpieczeństwo. Co za tym idzie – sprzedawcy na Amazonie nie muszą budować zaufania klientów, ponieważ mają je z góry. To jest element, z którego po prostu warto skorzystać – przekonuje Sascha Stockem.

Jak wynika z raportu Statista Digital Market Outlook, Polska znajduje się na 13. miejscu w zestawieniu najszybciej rosnących rynków e-commerce na świecie. W 2019 roku wartość krajowego e-handlu ma wzrosnąć do 50 mld zł, podczas gdy jeszcze w 2015 roku była szacowana na 30 mld zł. Natomiast w przyszłym roku – według prognoz przytaczanych przez PwC („Polacy na zakupach. 5 filarów nowoczesnego handlu”) – może przekroczyć 60 mld zł. Według ostatniego badania Gemiusa w internecie kupuje już 62 proc. internautów (wzrost o 6 pkt. proc. rok do roku), czyli ponad 17 mln Polaków.
Newseria





czwartek, 17 października 2019

Podróże w kosmos coraz bliżej


Komercyjne podróże w kosmos już wkrótce będą możliwe. Chętni do przedłużenia wakacji w kosmosie będą mogli spędzić czas w okołoziemskich hotelach.



Podróże kosmiczne są coraz bliżej. Podróż na Księżyc czy najbliższe planety zajmie trochę czasu – w przypadku Księżyca kilka dni, na Marsa nawet kilka miesięcy, ale loty turystyczne w kosmosie już niedługo będą dostępne. 

Już w 2020 roku załogowe statki kosmiczne mają zabierać pierwszych turystów na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Virgin Galactic Gateway to Space przygotowuje się do wypuszczenia codziennych pasażerów w kosmos już w przyszłym roku. Międzygalaktyczny pobyt będzie można przedłużyć na stacji kosmicznej Von Braun, czyli pierwszym na świecie hotelu kosmicznym.

"Już dawno temu ludzie zapowiadali, że będą turystyczne loty w kosmos. Minęło kilkadziesiąt lat i wciąż nie ma tych lotów turystycznych. Choć patrząc na to, jaki jest postęp w prywatnym sektorze kosmicznym, można się zastanawiać nad tą turystyką już na poważnie" – mówi Mateusz Borkowicz z Planetarium Centrum Nauki Kopernik.

Choć wycieczki w kosmosie nie są jeszcze codziennością, wszystko wskazuje na to, że w ciągu kilku najbliższych lat może się to zmienić. Działa już Virgin Galactic Gateway to Space, pierwszy na świecie komercyjny port kosmiczny. Połączy terminal pasażerski z hangarem dla pojazdów WhiteKnightTwo i SpaceShipTwo, których loty testowe rozpoczną się w 2020 roku. Goście spędzą tu kilka dni na szkoleniu przed podróżą w kosmos. Żeby znaleźć się na pokładzie SpaceShipTwo, trzeba zapłacić 347 tys. dol.

Ci, którzy będą chcieli wydłużyć wycieczkę po kosmosie, będą mogli zarezerwować pobyt w stacji kosmicznej Von Braun, która ma być pierwszym na świecie hotelem kosmicznym. Kosmiczny hotel ma być gotowy w 2025 roku. Nieco wcześniej, bo w 2022 roku, ma zacząć działać w pełni modułowa stacja kosmiczna – hotel będzie krążył wokół Ziemi co 90 minut, ​​goście będą mogli więc zobaczyć ok. 16 wschodów i zachodów słońca co 24 godziny.

"Możliwe są komercyjne loty w kosmos, choć co prawda jeszcze bezzałogowe. Na przykład Elon Musk dla NASA wysyła swoje rakiety z zaopatrzeniem na stację kosmiczną, która prawdopodobnie w przyszłości będzie kosmicznym muzeum" – wskazuje Borkowicz.


Już niedługo loty w kosmos mogą stać się rzeczywistością.


Na rynku nie brakuje firm, które planują turystyczne loty w kosmos czy spędzenie czasu w kosmicznym hotelu. Firma SpaceX Elona Muska na 2020 rok zapowiedziała lot załogowym statkiem kosmicznym. Także NASA, wspólnie z Boeingiem i SpaceX, przewiduje komercyjne loty, na razie maksymalnie dwa rocznie. Podróż na międzynarodową stację kosmiczną i z powrotem ma kosztować ponad 50 mln dol.

Rosyjska agencja Roscosmos nawiązała współpracę ze Space Adventures, aby stworzyć nowe miejsce turystyczne w kosmosie, a rosyjska agencja kosmiczna planuje przekształcić wycofaną z eksploatacji Międzynarodową Stację Kosmiczną w luksusowy hotel.

"Jesteśmy przyzwyczajeni, że podróżujemy szybko po naszej planecie, ale loty w kosmos tak proste nie będą. Mam nadzieję, że w przyszłości będą tak tanie i bezpieczne jak obecnie loty samolotem, ale na pewno nie tak krótkie. Lot np. na Księżyc zajmie 3–4 dni. Gdybyśmy chcieli wybrać się na Marsa, to taki lot, przynajmniej w teorii, to jakieś 6 do 10 miesięcy" – wylicza Mateusz Borkowicz.

Trwają już prace nad silnikami nowej generacji, które znacznie przyspieszą kosmiczne loty. NASA ma np. zamiar uruchomić najszybszy statek kosmiczny w historii, który będzie pędził z prędkością 692 tys. km/h. Na Ziemi to odpowiednik podróży z Waszyngtonu do Tokio w mniej niż minutę. David Burns, inżynier z NASA Marshall Space Flight Center w Alabamie, zaprojektował zaś silnik spiralny pozbawiony paliwa do napędzania statku kosmicznego. Większość naukowców do projektu silnika podchodzi jednak sceptycznie.

"W przyszłości, jeżeli chcemy myśleć o kolonizacji układu słonecznego i latać turystycznie na inną planetę, musimy wziąć pod uwagę to, że nawet przy dostępie do naprawdę wysokiej technologii nie jesteśmy w stanie pokonać praw fizyki. Trzeba sporo czasu, żeby przedostać się nawet na sąsiednią planetę, więc takie podróże będą bardzo trudne dla ludzi, ale mam nadzieję też dosyć tanie" – ocenia Mateusz Borkowicz.
Newseria


Wywiad z Magdaleną Lamparską


Magdalena Lamparska: Czasami nam się wydaje, że jeszcze mamy na coś czas albo naprawimy jakieś relacje za dzień, za tydzień. Życie nie pozostawia nam jednak wyboru.



Aktorka tłumaczy, że kontynuacja serialu i praca na planie „39 i pół tygodnia” przywołały wiele wspomnień i zmusiły ją do refleksji nad przemijaniem i kruchością życia. Główni bohaterowie przeszli bowiem sporą metamorfozę, a dodatkowo z perspektywy dekady zmieniło się spojrzenie na wiele spraw.

W nowej serii Magdalena Lamparska ponownie wciela się w rolę Marty, ukochanej Patryka (Alan Andersz), czyli syna Darka Jankowskiego (Tomasz Karolak). Jednak po 10 latach w życiu bohaterów wiele się zmieniło. Tym razem kluczowa postać, beztroski wieczny chłopiec staje przed największym wyzwaniem, na jakie mógł go wystawić los. Walczy o życie i to dosłownie, diagnoza jest bowiem bezwzględna – zostało mu 39 i pół tygodnia. 

Zdaniem aktorki, serial pokazuje, że niezależnie od wieku, sposobu bycia czy statusu społecznego, niezwykle trudno jest zaakceptować wyrok śmierci.

"Ta nowa odsłona serialu jest o przemijaniu, o tym, że czasami nam się wydaje, że jeszcze mamy na coś czas, że zrobimy to jutro albo naprawimy relacje za tydzień, a czasami los sprawia tak, że już nie mamy wyjścia, jesteśmy postawieni przed jakąś kategoryczną decyzją. I to daje bardzo dużo do myślenia. Pamiętam, jak zaczynaliśmy „39 i pół”, to było dużo porównań do „Czterdziestolatka”. Teraz perspektywy bardzo się zmieniły. Kiedyś 40-latek to był dziadziuś w kapciach, a teraz 39,5 to jest młody człowiek na pełnej petardzie. Myślę więc, że to przemijanie i taka po prostu pokora jest głównym motorem tej transzy" – mówi Magdalena Lamparska.

Magdalena Lamparska nie ukrywa, że powrót na plan serialu po dziesięciu latach był bardzo sentymentalny. Niezwykle dużą przyjemność sprawiło jej spotkanie niemal w tym samym gronie twórców. Aktorka bardzo docenia bowiem i chwali profesjonalizm całej ekipy, która pracowała nad nową serią.

Podobnie jak w życiu prywatnym, również w serialu jej postać nieco się zmieniła przez te 10 lat. Nie tylko fizycznie, lecz także mentalnie:

"Stało się to w sposób bardzo naturalny, bo również jestem o 10 lat starsza. Takim kluczowym punktem tej serii dla mnie było to, że poznałam mojego 10-letniego syna, którego kreuje Franek. I tak pomyślałam sobie: Okej, to już wiem, co mam grać, to jest 10 lat macierzyństwa, tego trudu, tej miłości ogromnej, ale też kompromisów i wychowania" – mówi Magdalena Lamparska.

Aktorka przyznaje, że w budowaniu tej roli czerpała z własnego doświadczenia, prywatnie jest bowiem mamą 2-letniego synka.

"Na pewno to gdzieś mnie bardzo uwrażliwiło na dzieci. Bardzo lubię dzieci, lubię ich bezpośredniość, naturalność i to, że jak jeszcze nie potrafią, to kombinują" – dodaje Magdalena Lamparska. 


Newseria



poniedziałek, 5 sierpnia 2019

Czarna Dziura



Niedawno opublikowano zdjęcie czarnej dziury, które może okazać się przełomowym dla ludzkości, gdyż potwierdza dotychczasowe teorie, m.in. Einsteina.



– Ostatnio sfotografowana, słynna czarna dziura to supermasywna czarna dziura z galaktyki M87. Nie jest to najbliższa nam czarna dziura, ale jedna z najbliższych tak ogromnych w centrum galaktyki. To, co zobaczyliśmy na słynnym zdjęciu, to tak naprawdę cień czarnej dziury, bo samej czarnej dziury nie jesteśmy w stanie dostrzec, ona pochłania światło. Chociaż ta materia, która wokół niej krąży, a krąży przecież wokół masywnego obiektu, nagrzewa się do ogromnych temperatur, więc taki dysk materii, która opada na czarną dziurę, jesteśmy w stanie dostrzec – tłumaczy Mateusz Borkowicz z Centrum Nauki Kopernik.

W pierwszej połowie kwietnia 2019 roku zespół 200 naukowców z Event Horizon Telescope (EHT) ujawnił podczas symultanicznych konferencji prasowych w sześciu krajach, że w swoim niemal 20-letnim dążeniu do wyobrażenia cienia czarnej dziury, udało się po raz pierwszy go udokumentować. Czarna dziura z centrum galaktyki Messier 87 jest ogromna, a jej horyzont zdarzeń – punkt, poza którym nawet światło nie może wrócić – zatacza kulę tak szeroko, jak cały nasz układ słoneczny.


Symulowany widok czarnej dziury umieszczonej przed Wielkim Obłokiem Magellana. Na skutek efektu soczewkowania grawitacyjnego powstały dwa powiększone, lecz mocno zniekształcone obrazy Obłoku. Zakrzywieniu w łuk uległ również obraz dysku Drogi Mlecznej.
Źródło: Wikipedia, https://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:BH_LMC.png#filelinks.


 – Teleskopy optyczne nie są w stanie dokładnie sfotografować czarnej dziury, bo nie mają takiej rozdzielczości. Są też radioteleskopy, które obserwują w zakresie radiowym, czyli w świetle, którego my nie postrzegamy, przynajmniej naszymi oczami, ale mamy od tego właśnie urządzenia. Radioteleskop bardzo dokładnie potrafi zbadać niewielki obszar nieba, ale to nie wystarczy, żeby zbadać czarną dziurę – mówi Mateusz Borkowicz.

Na zdjęciu widać nie tyle czarną dziurę, ile jej cień. Kiedy materia zbliża się do horyzontu zdarzeń czarnej dziury, tworzy dysk orbitujący. Materia na tym dysku zamienia część swojej energii na tarcie, gdy ociera się o inne cząstki materii. Nagrzewa to dysk, a im bliżej, tym większe tarcie. Materia bliżej horyzontu zdarzeń świeci jaskrawo jasno, z ciepłem porównywalnym do setek słońc. To właśnie światło wykryło EHT wraz z cieniem czarnej dziury.

– Zdjęcie wyszło trochę rozmyte, rozmazane, dlatego że materia, która krąży wokół czarnej dziury, jest właśnie rozmyta. Podobnie jak byśmy chcieli sfotografować chmury, one nie wyjdą nam ostre, tylko rozmyte. I ta materia wygląda podobnie, jest rozłożona w naprawdę dużej objętości. To nie tylko gazy, znajdziemy tam również pyły, jakieś szczątki, np. dawnej gwiazdy, która została przez grawitację czarnej dziury rozerwana – tłumaczy ekspert.

Aby sfotografować tak oddaloną przestrzeń, zespół potrzebował teleskopu tak dużego jak Ziemia. Wobec braku takiej gigantycznej maszyny zespół EHT połączył teleskopy z całej planety oraz ich dane. Odczyty teleskopów były niemal całkowicie zsynchronizowane.

– Trzeba było systemu 8 radioteleskopów, które były rozmieszczone na całej Ziemi i stworzyły interferometr. W tym samym czasie prowadziły obserwację tego samego obiektu, czyli supermasywnej czarnej dziury w M87, w tym samym czasie zbierały dane i tworzyły wirtualny radioteleskop o średnicy porównywalnej do wielkości naszej planety. Mimo że zbierane dane i czułość takiego radioteleskopu nie była aż tak duża jak radioteleskop wielkości naszej planety, to jednak rozdzielczość obserwacji była ogromna. To tak, jakby z Warszawy czytać gazetę, która jest w Paryżu – tłumaczy ekspert Centrum Nauki Kopernik.

Jak podkreśla Mateusz Borkowicz, zdjęcie cienia czarnej dziury przede wszystkim potwierdzają teorię Alberta Einsteina, która wskazywała, że pomiary prędkości materii wokół środka czarnej dziury są zgodne z prędkością bliską prędkości światła.

– To zdjęcie jest przełomowe, pokazuje, że teoria jest dobra, udowadnia, że tak jak przewidywali teoretycy, tak jest w rzeczywistości. To jest pierwsze zdjęcie tak bliskiego sąsiedztwa czarnej dziury i horyzontu zdarzeń, czyli tej granicy, którą można przekroczyć, ale gdy już ją przekroczymy, to nie ma odwrotu, więc nawet światło, wpadając do czarnej dziury, już się z niej nie wydostanie – ocenia Mateusz Borkowicz.

Pokazanie pierwszego zdjęcia czarnej dziury to jedno z najważniejszych wydarzeń w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Czarna dziura M87 nie jest jedyną supermasywną czarną dziurą obserwowaną przez EHT. Zespół obserwuje również Strzelca A, supermasywną czarną dziurę w centrum naszej galaktyki, i planuje wkrótce opublikować pierwszy obraz tego obiektu.

– W centrum naszej Drogi Mlecznej też jest supermasywna czarna dziura, ale jej masa jest mierzona w milionach mas słońca, czyli jest niewielka w przeciwieństwie do tej z galaktyki M87, Panny A. Ta galaktyka jest naprawdę duża i ma potężną czarną dziurę, której masa jest mierzona w miliardach mas słońca, około 6,5 mld mas słońca – mówi Mateusz Borkowicz.

Czarna dziura Drogi Mlecznej ma masę 4,1 miliona słońc i średnicę 60 mln km. To w przybliżeniu tyle, co podróż z Londynu do Nowego Jorku 45 bln razy. EHT porównuje to z pobytem w Nowym Jorku i próbą policzenia dołków na polu golfowym w Los Angeles lub obrazowanie pomarańczy na Księżycu.
Newseria

Więcej o Czarnej Dziurze w: Wikipedia



ASTRONARIUM: CZARNE DZIURY






wtorek, 30 lipca 2019

Jak przetrwać upał na zewnątrz i w domu



Fala upałów powróciła do Polski. Bardzo wysokie temperatury latem od kilku lat nawiedzają Europę, i wszystko wskazuje na to, że jest to stały trend. 




Tymczasem przegrzanie jest niebezpieczne dla naszego organizmu, o czym należy pamiętać przebywając na zewnątrz, jak również w domu. Pozostanie w nim może uchronić nas przed upałem pod warunkiem, że zadbamy o odpowiednią temperaturę. Rozwiązaniem są przesłony okienne, jak np. markizy zewnętrzne, które potrafią ograniczyć dostęp ciepła nawet o 76 proc.

Lekarze przestrzegają, że przegrzanie jest bardzo niebezpieczne dla naszego zdrowia. „Problemem dla człowieka są temperatury od 35 stopni wzwyż, szczególnie przy braku aklimatyzacji. Zwykle pierwsze pojawia się zmęczenie i wyczerpanie cieplne. Organizm nie nadąża oddawać ciepła równie szybko, jak pochłania je z gorącego otoczenia. Objawia się to spadkiem ciśnienia krwi, przyspieszeniem tętna, bladością i wilgotnością skóry, przyspieszeniem oddychania, zmniejszeniem ilości oddawanego moczu, spadkiem aktywności psychoruchowej, a czasami tzw. omdleniem cieplnym” – wyjaśnia Katarzyna Bukol-Krawczyk, lekarz rodzinny.

Nie leczone wyczerpanie cieplne może rozwinąć się w udar cieplny, który jest stanem zagrożenia życia. Przyczyną jest całkowite wyczerpanie mechanizmów termoregulacji, a zwłaszcza „załamanie się” procesu parowania. Dochodzi do wzrostu temperatury ciała powyżej 40°C (temperatura ciała szybko rośnie do 43-44ºC), zaczerwienienia i suchości skóry, występują bóle i zawroty głowy, nudności, wymioty i objawy ze strony centralnego układu nerwowego pod postacią drgawek, zaburzeń wzroku i zaburzeń świadomości od zamroczenia aż do śpiączki. Najbardziej wrażliwe na upały są dzieci, osoby starsze oraz pracujące na słońcu. 

Jak sobie radzić w upały? Konieczne jest odpowiednie nawadnianie, czyli bogato zmineralizowana woda, owocowe soki, ale nie alkohol. Pamiętajmy o nakryciu głowy oraz zapewnienie cienia chociażby z parasola. W przypadku przegrzania trzeba się jak najszybciej schłodzić, zdjąć przepocone ubranie, położyć się z uniesionymi nogami, warto wziąć chłodną kąpiel. W razie zaburzeń świadomości należy wezwać pogotowie ratunkowe. Sposobem na upał jest również pozostanie w domu.

W upalne dni zostań w domu – ale wcześniej zadbaj o temperaturę wnętrza

Często słyszymy, aby w upalne dni pozostać w domu, co wydaje się bardzo rozsądnym rozwiązaniem, pod warunkiem, że w domu panuje odpowiednia temperatura, niższa niż na zewnątrz. Jak zatem zadbać o właściwą temperaturę w domu? W upalne dni nie powinno się otwierać okien w ciągu dnia, lecz dopiero po zmroku. Warto włączyć wentylator, a nawet pomyśleć o montażu klimatyzacji. Bardzo ważne jest również zadbanie o przesłony okienne, jak markizy czy rolety.

„Najważniejsze, aby dobrze schłodzić pomieszczenie w którym śpimy, bo inaczej nie wypoczniemy, a dobry sen do gwarancja dobrego samopoczucia, odpowiedniej koncentracji w ciągu dnia, wydajności w pracy. Sypialnie często są umieszczone na poddaszu, które w upały szczególnie narażone jest na wysokie temperatury” – mówi Katarzyna Bukol-Krawczyk, lekarz rodzinny.

Markizy, rolety zewnętrzne – skuteczny sposób walki z upałem na poddaszu

Skutecznym rozwiązaniem, aby przeciwdziałać przegrzewaniu poddasza może być korzystanie np. z siatkowych markiz zewnętrznych VELUX, które dzięki swojej konstrukcji zatrzymują ciepło zanim przedostanie się ono przez szybę do wnętrza. Siateczka, z której są wykonane absorbuje promienie słoneczne zanim zdołają one dotrzeć do szyby, redukując ilość ciepła przedostającego się do pomieszczenia nawet o 76%.

Manualną markizę łatwo rozwija się na zewnątrz okna stojąc wewnątrz pomieszczenia. Gdy ją zwiniemy jest nie widoczna, nie zasłania widoku z okna, ani nie zaciemnia wnętrza. Najwygodniejsze są oczywiście markizy zdalnie sterowane - elektryczne lub solarne.

Innym rozwiązaniem są rolety zewnętrzne, które bez względu na porę roku zapewniają optymalny komfort termiczny - w lecie redukują ilość wpadającego ciepła o 94 proc., zaś w zimie poprawiają izolacyjność okna nawet o 17 proc. Dodatkowo, dają efekt całkowitego zaciemnienia, tłumią hałas z zewnątrz, odgłosy padającego deszczu, a także poprawiają bezpieczeństwo.

Bez względu na to, jaki rodzaj przesłony zastosujemy, możemy całkowicie zautomatyzować proces zasłaniania okien – gdy tylko temperatura w pomieszczeniu się podniesie, a czujniki to wykryją. Tak działa system VELUX ACTIVE, który może też przewidywać zmianę pogody i zareagować wcześniej, gdyż przez Wi-Fi pobiera dane z lokalnych stacji pogodowych. Wszystko po to, aby zapewnić domownikom optymalną temperaturę.

5 rad - jak zadbać o odpowiednią temperaturę w domu podczas upałów

1. Ogranicz otwieranie okien w ciągu dnia, aby do wnętrza nie dostawało się gorące powietrze. Możesz stosować nawiewniki w oknach, aby następowała wymiana powietrza.

2. Zadbaj o skuteczne wietrzenie pomieszczeń po zmroku, gdy temperatury na zewnątrz są niższe, w szczególności sypialni. Przeciągi i okna w różnych częściach mieszkania pomagają szybko przewietrzyć mieszkanie.

3. W ciągu słonecznego dnia obowiązkowo stosuj przesłony okienne, jak markizy, rolety lub zasłony. Najskuteczniej przed przegrzewaniem chronią przesłony, które montuje się od zewnątrz szyby.

4. Rozważ zastosowanie wentylatora czy klimatyzacji. Pamiętaj, że różnica temperatur pomiędzy dworem a domem nie powinna wynosić więcej niż 5 stopni Celsjusza, aby nie zaszkodzić Twojemu zdrowiu.

5. Nie zapominaj o nawadnianiu i schładzaniu organizmu. Powinno się pić około 2 litrów wody dziennie, najlepsza będzie zwykła woda.
Newseria




Rogaliki drożdżowe



Pyszne ciasto drożdżowe w wykonaniu babci to niedościgniony ideał, zaś receptury jak je przygotować przekazywane są z pokolenia na pokolenie. 




Nic dziwnego. Choć ciasto drożdżowe jest smaczne samo w sobie, wykorzystywane jest przy produkcji również innych wypieków, takich jak: kukiełki, rogaliki czy strudel. Możliwości jest wiele, zaś ich tajemnica tylko jedna. Tkwi ona w tym wyjątkowym cieście. Podpowiadamy więc jak je zrobić! 

Idealnie wyrośnięte ciasto jest lekkie i pulchne. Umiejętność przygotowania go otwiera nam drzwi do tworzenia najróżniejszych wypieków od słodkich bułeczek po chałki czy rogale świętomarcińskie. Ciasto drożdżowe z owocami to wręcz nieodzowny element każdego wakacyjnego spotkania z bliskimi. Jednak nie mniej popularne są wszelkie wytrawne wersje ciasta drożdżowego. A oto co smacznego można z niego wyczarować. 


Rogaliki krucho-drożdżowe z makiem i orzechami

Składniki

Ciasto:
250 g mąki pszennej
100 g miękkiego masła
4 g suchych drożdży instant Delecta
3 łyżki śmietany kwaśnej 18%
1 opakowanie cukru waniliowego Delecta
3 łyżki cukru pudru
1 jajo
2 żółtka

Farsz:
1 szklanka maku Bakalland
4 łyżki miodu
100 ml mleka
50 g orzechów włoskich Bakalland uprażonych i posiekanych
30 g pokrojonych migdałów Bakalland
3 łyżki cukru
1 roztrzepane jajko

Świeżutkie rogaliki wypełnione obficie orzechami, migdałami i makiem to plan w sam raz na leniwe popołudnie.

Na początku nagrzewamy piekarnik do temperatury 170ºC (bez termoobiegu). Blachę z wyposażenia piekarnika wykładamy papierem do pieczenia. Wszystkie składniki na ciasto zagniatamy tak, jak kruche ciasto, a następnie odkładamy i pozostawiamy w temperaturze pokojowej. Mak zalewamy wodą i gotujemy około 45 minut z dodatkiem miodu. Pod koniec gotowania wlewamy mleko i gotujemy do odparowania płynu. Ugotowany mak mielimy lub miksujemy blenderem, a następnie łączymy z orzechami. Ciasto wałkujemy na duży, okrągły placek o średnicy około 45 cm i dzielimy go na 14 „trójkątków”, przekrawając 7 razy średnicę placka. Na każdy z nich wykładamy farsz, rozprowadzamy go łyżką, a trójkąt zwijamy, zaczynając od zewnętrznego boku do czubka. Zawinięte rogaliki wykładamy na blasze, przykrywamy suchą ściereczką i zostawiamy na około godzinę do delikatnego wyrośnięcia w ciepłym miejscu. Przed wstawieniem do piekarnika, smarujemy je roztrzepanym jajkiem, posypujemy migdałami i cukrem. Rogaliki pieczemy przez około 30 minut.

Szklanka ciepłego mleka albo kakao idealne dopełnią słodkiego dzieła. 


Piernikowe pączki

Składniki

50 g drożdży
5 łyżek mleka
1 łyżeczka cukru
2 opakowania cukru cynamonowego Delecta
1 łyżeczka proszku do pieczenia Delecta
3 szklanki mąki pszennej
2 jaja
250 g miękkiego masła
1 opakowanie polewy smak ciemnej czekolady Delecta

Pączki w wersji piernikowej łączą najlepsze tradycje – warto ich spróbować!

Przygotowania rozpoczynamy od nagrzania piekarnika do temperatury 180ºC (bez termoobiegu). Drożdże mieszamy z mlekiem, łyżeczką cukru i pozostawiamy do wyrośnięcia. Mąkę przesiewamy z proszkiem do pieczenia na stolnicę, siekamy z masłem i cukrem cynamonowym, dodajemy jaja, drożdże, a następnie zagniatamy ciasto i wstawiamy do lodówki na 2 godziny. Schłodzone ciasto lekko podsypujemy mąką, rozwałkowujemy na grubość 5 mm i wycinamy okrągłe pierniczki. Na środku każdego z nich, za pomocą grubej słomki, robimy na wylot otworki. Blachę wykładamy papierem do pieczenia i układamy na niej przygotowane pączki. Blaszkę wstawiamy do piekarnika i pieczemy przez 7-12 minut. Upieczone pierniczki ozdabiamy polewą czekoladową.

Klasyczne pączki i wyjątkowy korzenny smak to przepis na coś naprawdę niesamowitego!


Chałka czekoladowa

Składniki

Ciasto:
1 opakowanie ciasta drożdżowego Delecta
3 łyżki kakao
3 jaja
300 ml mleka
100 g masła 

Kruszonka:
25 g masła
1 łyżka cukru
35 g rodzynek sułtańskich Bakalland
35 g Złotych Owoców Bakalland

Zapleciona w warkocz chałka to pyszny smak dzieciństwa. Z masłem lub ulubioną konfiturą będzie apetyczną propozycją na śniadanie!

Do garnka wlewamy mleko z masłem i całość podgrzewamy do rozpuszczenia masła, po czym studzimy, aż mieszanka będzie lekko ciepła (około 40ºC). Do zawartości opakowania z ciastem drożdżowym dodajemy kakao, jaja i stopniowo wlewamy lekko ciepłe mleko z roztopionym masłem. Całość miksujemy około 5 minut, aż do połączenia się składników na jednolitą masę. Gotową masę przykrywamy suchą ściereczką i odkładamy w ciepłe miejsce na około 20 minut do wyrośnięcia. Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180ºC (bez termoobiegu). W tym czasie przygotowujemy kruszonkę. Siekamy bakalie, które następnie mieszamy z miękkim masłem i cukrem. Z wyrośniętego ciasta zaplatamy chałkę i posypujemy bakaliami. Pozostawiamy jeszcze chwilkę do wyrośnięcia i pieczemy przez 40 minut w nagrzanym piekarniku.

Czekoladowa wariacja na temat klasycznej chałki jest nie tylko smaczna, ale i bardzo prosta w wykonaniu!
Newseria




New Nordic – styl skandynawski w ciepłej odsłonie



Trend bazujący na filozofii życia w zgodzie z naturą, dążenia do lekkości i prostoty przejawia się niemal w każdym aspekcie naszego życia. 




Przedmioty codziennego użytku, architektura, a nawet kultura i sztuka, coraz częściej uzupełniane są o te elementy. Powiew zmian nie ominął również naszych wnętrz. New Nordic to styl wnętrzarski, który w 2019 roku przeżywa prawdziwy rozkwit. Na czym polega jego fenomen?

Styl skandynawski nadal na topie

Styl Skandynawski dominuje w trendach wnętrzarskich od blisko dekady. Swą ogromną popularność zawdzięcza właśnie oszczędnej formie, minimalizmowi, czystości i prostocie. Bielone drewno, zieleń, naturalne tkaniny i materiały to elementy nadające wnętrzom niepowtarzalnego charakteru, a co za tym idzie – rozpoznawalności. W ciągu ostatnich kilku lat chłodne wnętrza w stonowanej kolorystyce zyskały miliony zwolenników na całym świecie. Pokochano ten styl za kompromis pomiędzy prostotą, funkcjonalnością i niewymuszoną elegancją. W swojej przeszło 150 letniej historii, wnętrza skandynawskie wielokrotnie ewoluowały, tworząc nowe nurty i podgatunki. Jednym z nich jest New Nordic, którego zadaniem jest stworzenie wnętrza ciepłego, komfortowego i takiego, w którym można poczuć się bezpiecznie.

New Nordic - komfort i bezpieczeństwo

Określany najgorętszym trendem 2019 roku, New Nordic, bezpośrednio nawiązuje do stylu skandynawskiego. Uzupełniony o nowe elementy, jest ucieleśnieniem skandynawskiej filozofii życia, wyrażonej w hygge i lagom. To styl, kładący główny nacisk na komfort, wygodę i relaks. Zmierza nie tylko do zagwarantowania poczucia bezpieczeństwa i szczęścia, ale przede wszystkim – zachowania równowagi. Wnętrza tego typu zachwycają swoją przytulnością, czarują spokojem i harmonią. Zachęcają, by zostać w nich odrobinę dłużej, najlepiej z lampką wina bądź książką w dłoni. Czym różni się New Nordic od znanego wszystkim stylu skandynawskiego? Jego głównym założeniem jest stworzenie wnętrza przytulnego, sprzyjającego odpoczynkowi, bezpiecznego. Oczywiście, wciąż dominującym materiałem pozostaje drewno a priorytetem są jasne kolory – beże, kremy, biele i delikatne szarości. New Nordic przełamuje jednak stereotyp ciemnych podłóg. Prym wiodą drewniane panele, utrzymane w jasnych naturalnych barwach. Widoczna jest natomiast matowa czerń pojawiająca się na fragmentach ścian, blatach, elementach metalowych bądź frontach mebli.

Dom jako miejsce odpoczynku

New Nordic zakłada również, że dom to miejsce odpoczynku i relaksu. Znajdziemy w nim zatem dużo miękkich i ciepłych materiałów, którymi możemy się okryć, a także urządzenia, które wyręczają nas w domowych obowiązkach lub uprzyjemniają ich wykonywanie. – Nieodłącznym elementem wnętrz w stylu New Nordic są baterie elektroniczne o prostym, ponadczasowym wyglądzie, wyposażone w innowacyjną technologię. Ich uruchomienie odbywa się bezdotykowo, co pozytywnie wpływa nie tylko na komfort użytkowania, ale także na miesięczne oszczędności. Dzięki bateriom elektronicznym możemy zaoszczędzić nawet 50% zużywanej wody. Co więcej, dzięki bezdotykowemu uruchamianiu baterie takie pozostają czyste na dłużej, pozwalając nam częściej cieszyć się błogim relaksem w zaciszu swojego domu – radzi Joanna Gręda, ekspert firmy Oras, fińskiego producenta armatury sanitarnej.
Newseria





poniedziałek, 29 lipca 2019

Jak znaleźć i kupić mieszkanie



Kupując mieszkanie po raz pierwszy, masz nikłe pojęcie o obrocie nieruchomościami. Kupno mieszkania jest zazwyczaj największą transakcją finansową w życiu. 




Dodatkowo sprzedający ma nad Tobą przewagę — dysponuje większą ilością informacji związanych z daną nieruchomością. Zapewne spędził tam jakiś czas, a być może sam dokonał niekorzystnej transakcji i stwierdziwszy to, chce się pozbyć lokalu. Na pewno ma informacje zarówno na temat mocnych stron lokalu — które będzie się starał silnie zaakcentować, pokazując mieszkanie — jak również te dotyczące uciążliwości związanych z mieszkaniem — i nimi zapewne nie będzie się chwalił. 

Może się i tak zdarzyć, że nie będzie miał świadomości pewnych negatywnych czynników związanych ze sprzedawanym mieszkaniem. Dlatego potrzebna Ci będzie wiedza z różnych dziedzin — takich jak prawo, bankowość, psychologia. Rynek nieruchomości ma lokalny charakter.

Od czego zacząć?

Kiedy już podejmiesz decyzję o zakupie mieszkania na kredyt, na początku polecam wizytę w kilku bankach. Jeżeli nie będziesz korzystał z kredytu, masz ułatwione zadanie. Jednakże zakładam, że większość czytelników będzie potrzebowała kredytu na zakup mieszkania. Przed wizytą zgromadź dokumenty potwierdzające Twoje dochody: PIT za ubiegły rok, umowę o pracę, wszelkie umowy o dzieło. Pracownik banku ustali Twoją wstępną zdolność kredytową. Piszę wstępną, ponieważ niestety często w trakcie weryfikacji wniosku okazuje się, że banki nie biorą pod uwagę przy ocenie zdolności kredytowej niektórych dochodów. 

Gdy będziesz w banku, pobierz wzory zaświadczeń o zatrudnieniu i otrzymywanych dochodach. Każdy bank ma własne druki. Kiedy będziesz znał swoją zdolność kredytową, zacznij się rozglądać za mieszkaniem. Tak jak napisałem wcześniej — możesz korzystać z pomocy pośrednika, znajomych, ogłoszeń albo wszystkich tych źródeł jednocześnie. W tym czasie oglądaj nieruchomości, abyś miał rozeznanie dotyczące cen obowiązujących w okolicy, w której zamierzasz kupić mieszkanie. Wytypuj kilka mieszkań.

W międzyczasie poproś w swoim miejscu pracy o wypełnienie druków pobranych w bankach. Zazwyczaj wystawione przez pracodawcę zaświadczenie jest ważne miesiąc. Na razie poproś w pracy, aby wypełnione zaświadczenia zostały przesłane faksem bezpośrednio do banku. Do kompletnego wniosku kredytowego będziesz potrzebował oryginalnego zaświadczenia. Zaświadczenie wysłane faksem pozwoli bardziej precyzyjnie ustalić Twoją zdolność kredytową. Ktoś powie: „Po co zaświadczenie wysłane faksem? Przecież bank ma moje umowy, z których jasno wynika, jakie mam dochody, a do umowy i tak będzie potrzebował oryginału zaświadczenia”. A jednak niektóre instytucje mają tak zawiłe i pokrętne sposoby obliczania zdolności kredytowej, że będzie lepiej, jeżeli na razie dostarczysz zaświadczenie przesłane faksem. Oszczędzi Ci to późniejszych rozczarowań. Sam byłem świadkiem sytuacji, gdy pewna instytucja podaną kwotę zarobków traktowała jako brutto, co automatycznie zmniejszało zdolność kredytową wnioskującego, mimo że w zaświadczeniu było zaznaczone, iż kwota zarobków podana przez zakład pracy jest kwotą netto. 

Ubiegając się w dwóch różnych bankach o kredyt w tej samej wysokości, możesz przez jedną instytucję zostać potraktowany jako osoba nieposiadająca zdolności kredytowej, inna zaś uzna Cię za dobrego klienta ze zdolnością kredytową przewyższającą nawet wnioskowaną kwotę kredytu. 

Wypełnij wnioski kredytowe w kilku wybranych wcześniej bankach. We wniosku musisz podać cel kredytowania uwzględniający cenę oraz adres konkretnej nieruchomości, którą chcesz kupić. We wniosku kredytowym możesz wpisać nieruchomość, którą wcześniej oglądałeś i która Cię zainteresowała. To jeszcze do niczego Cię nie zobowiązuje. Przynajmniej tak było do tej pory w bankach, w których ubiegałem się o kredyt. Jeśli w trakcie starania się o kredyt stwierdzisz, że wolisz nieruchomość o podobnym metrażu, ale pod innym adresem, możesz zmienić decyzję. Ważne jest, aby kwota wnioskowana nie była mniejsza niż ta, której będziesz potrzebował, ponieważ decyzja dotyczy konkretnej wysokości kredytu. 

Jeżeli na podstawie przedstawionych dokumentów bank pozytywnie oceni Twój wniosek kredytowy, zażądaj wystawienia promesy kredytu, czyli obietnicy udzielenia kredytu. Ubiegając się o kredyt w kilku bankach, masz lepszą kartę przetargową. Kiedy otrzymasz z wybranego banku warunki kredytu, możesz je przedstawić w innym banku, aby zobaczyć, kto zaoferuje Ci lepsze warunki. Niektóre banki mogą żądać za wystawienie promesy dodatkowej opłaty. Na przykład Bank Pekao SA pobiera za wystawienie promesy kredytu opłatę, ale ta kwota jest potem odejmowana z prowizji pobieranej od kredytobiorcy za udzielenie kredytu. 

Piszę o promesie i o ubieganiu się o kredyt w różnych bankach, ponieważ ważne jest, abyś na samym początku wiedział, jaki kredyt możesz dostać. Istotne jest, abyś miał pewność otrzymania kredytu lub ewentualnie — jeżeli uzyskanie gwarancji nie jest możliwe — z jego otrzymaniem wiązało się minimalne ryzyko trudności, kiedy już zdecydujesz się na kupno konkretnej nieruchomości. Niektóre osoby mają upatrzone mieszkanie lub nawet termin podpisania umowy końcowej, a nie wiedzą jeszcze, czy mogą otrzymać kredyt w potrzebnej im wysokości. 

Z doświadczenia nie ufam ustnej informacji pracownika obliczającego wstępną zdolność kredytową, ponieważ tego rodzaju zapewnienie nie jest w ogóle wiążące. Ufam tylko pisemnym zapewnieniom. Dziesięć lat temu kiedy rozważałem zakup nieruchomości, byłem w banku w celu obliczenia wstępnej zdolności kredytowej. Gdy znalazłem odpowiadającą mi nieruchomość, wróciłem do tego banku po trzech tygodniach i okazało się, że moja zdolność kredytowa w tym banku zmniejszyła się o prawie 20 tys. zł. Akurat nastąpiła niekorzystna dla kredytobiorców podwyżka stóp procentowych i jednocześnie bank zmienił zasady obliczania zdolności kredytowej.

Czy ceny nieruchomości spadną?

To pytanie często pada wśród osób, które planują zakup mieszkania lub posiadają zaciągnięty kredyt hipoteczny. O ile planujący zakup chcieliby nabyć nieruchomość po niższej cenie, o tyle dla osób, które zaciągnęły kredyt, spadek cen byłby zjawiskiem niekorzystnym. Banki często zastrzegają sobie, że w przypadku spadku wartości nieruchomości będącej zabezpieczeniem spłaty kredytu mają prawo podnieść oprocentowanie lub zażądać dodatkowego zabezpieczenia na innej nieruchomości. 

Tak naprawdę jak zachowa się rynek, nikt tego nie wie. Można tylko snuć przypuszczenia, na które nikt nie udzieli gwarancji. Musisz obserwować rynek. Generalna zasada jest taka, że gdy na kupno nieruchomości stać więcej ludzi, ceny zaczynają rosnąć. Ceny nieruchomości zależą od popytu. Z kolei popyt zależy od podaży kredytów hipotecznych.

W takim razie co decyduje o dostępności mieszkań? Więcej osób może sobie pozwolić na kupno mieszkania, kiedy kredyty są bardziej dostępne. W 2002 r. oprocentowanie kredytów wyliczane na podstawie WIBOR oscylowało w większości banków w granicach 10–12% rocznie. Przy czym minimalny wkład własny klienta wynosił ok. 20%. Kredyty były wyjątkowo drogie i trudno dostępne. Tanie kredyty powodują, że mieszkania są bardziej dostępne. Żeby nieruchomości przestały być atrakcyjne, musiałaby się zmniejszyć dostępność kredytów. Wtedy ceny nieruchomości zaczęłyby spadać, ponieważ zmniejszyłaby się liczba nabywców. 

Dopóki miesięczny koszt obsługi dostępnego kredytu jest niższy lub taki sam jak koszt wynajmu mieszkania, nieruchomości będą atrakcyjne dla nabywców. Wtedy nie grozi im spadek cen. Użyłem sformułowania „dostępny kredyt”, ponieważ oprócz tego, że kredyt jest tani, musi być jednocześnie łatwo dostępny. Aby to się zmieniło, musiałyby nastąpić zmiany w polityce monetarnej. Polityka monetarna, inaczej nazywana pieniężną, polega na regulowaniu stopy ilości dostępnego na rynku pieniądza. Jej podmiotem jest bank centralny. Bank centralny kontroluje ilość pieniądza na rynku bankowym, decydując o jego koszcie. Jeżeli zmniejszy on jego ilość, pieniądz będzie droższy (tzn. będzie udzielany kredytobiorcom przy wyższej stopie procentowej). Bank centralny zmniejszyć może ilość pieniądza chociażby przez ograniczenie drogą administracyjną wzrostu kredytów bankowych lub podnosząc stopę, według której pożycza pieniądze bankom komercyjnym. Z kolei banki komercyjne będą wtedy zmuszone pożyczyć Ci pieniądze na wyższy procent. Mniejsza ilość oferowanego pieniądza spowoduje, że kredyty będą trudniej dostępne. W takiej sytuacji mniej ludzi mogłoby nabyć mieszkanie. Mniejsza liczba chętnych spowodowałaby, że sprzedawcy musieliby obniżać ceny, aby doszło do transakcji. 

Wysoki popyt na mieszkania był m.in. skutkiem tego, że banki oferowały tanie kredyty. W dodatku dorosło pokolenie wyżu demograficznego z końca lat 70., które potrzebuje mieszkań. Na ceny mieszkań mają także wpływ ceny materiałów budowlanych oraz robocizny. Obecnie brakuje fachowców. Na rynku lubelskim w ostatnim czasie mieszkania staniały, ale najbardziej widoczne jest to w odniesieniu do mieszkań 80- czy 100-metrowych. W małych mieszkaniach ceny za metr kwadratowy są wyższe niż w przypadku dużych mieszkań, dlatego wiele osób stwierdziło, że zamiast kupować duże mieszkanie, mogą wybudować dom przy niższej cenie jednostkowej za metr kwadratowy. Prawdopodobnie z czasem zwiększy się różnica w cenie pomiędzy mieszkaniami z wielkiej płyty a tymi w nowym budownictwie. Obecnie na rynku lubelskim różnica ceny metra kwadratowego między mieszkaniami z wielkiej płyty a nowymi wynosi nawet kilkaset złotych. I brakuje terenów pod budowę nowych mieszkań. Co do mieszkań z wielkiej płyty — słyszę niekiedy pytania: „Jak można zaciągnąć kredyt na 30 lat na mieszkanie z lat 70., skoro być może te budynki zostaną wcześniej rozebrane?”.

Na czym polega rola notariusza przy sporządzaniu umowy kupna-sprzedaży?

Należy podkreślić bardzo ważną rzecz dotyczącą roli notariusza przy kupnie nieruchomości. Wiele osób kupujących nieruchomość jest przekonanych, że notariusz prawidłowo zabezpieczy ich interes jako nabywców. Wcale nie chodzi tutaj o brak uczciwości. Kiedyś chciałem kupić działkę od pewnej osoby i okazało się, że na nieruchomości została ustanowiona hipoteka przymusowa. Sprzedający działkę kupił ją wcześniej od swoich dalekich krewnych, którzy mieli nieuregulowane zobowiązania wobec KRUS-u i KRUS doprowadził do ustanowienia na ich nieruchomości hipoteki przymusowej. Nie przedstawili przed notariuszem dokumentów poświadczających stan prawny nieruchomości, oświadczyli tylko, że sprzedają nieruchomość za określoną cenę, a kupujący poświadczył, że kupuje nieruchomość za tę cenę. 

Art. 80. § 2. ustawy Prawo o notariacie mówi, że „przy dokonywaniu czynności notarialnych notariusz jest obowiązany czuwać nad należytym zabezpieczeniem praw i słusznych interesów stron oraz innych osób, dla których czynność ta może powodować skutki prawne”. Art. 85. § 1 tej ustawy określa z kolei, że przy dokonywaniu czynności notarialnej notariusz jest obowiązany stwierdzić tożsamość osób biorących udział w czynności. Art. 92. § 1 ust. 5 powyższej ustawy mówi, że przy sporządzaniu aktu notarialnego potrzebne są oświadczenia stron z powołaniem się w razie potrzeby na okazane przy akcie dokumenty. W związku z tym notariusz może poprzestać tylko na oświadczeniu kupujących i sprzedających, po wcześniejszym ustaleniu ich tożsamości. 

W przypadku sporządzania aktu notarialnego notariusz nie ma obowiązku korzystać z wyciągu z ksiąg wieczystych. Notariusz zapisze w akcie to, na co się umówią sprzedający i kupujący, pod warunkiem że jest to zgodne z prawem. Nie zawsze ten zapis będzie korzystny dla sprzedających i kupujących. Wielu notariuszy doradzi, jakie zapisy powinny się znaleźć w umowie przeniesienia własności czy też w innych oświadczeniach składanych przed notariuszem. Jednak wcale tak nie musi być. Kiedyś byłem świadkiem następującej sytuacji: do kancelarii notarialnej przyszła osoba z pytaniem, jak najkorzystniej sporządzić jakiś dokument. Zajęty notariusz odpowiedział, że należy się skonsultować z radcą prawnym, by ustalić, co powinno się znaleźć w oświadczeniu, które chce złożyć przed notariuszem.

Może się tak zdarzyć, że sprzedający zaproponuje Ci notariusza. Jeżeli jest to deweloper, który sprzedaje dużo mieszkań, może powiedzieć, że już od dłuższego czasu współpracuje z danym notariuszem i dzięki temu koszt sporządzenia umowy będzie korzystniejszy niż u innych notariuszy. Ostateczna decyzja dotycząca wyboru notariusza należy do kupujących. 

Możliwe jest, że notariusz będzie działał na wcześniej opracowanym wzorcu umowy wypracowanym ze sprzedającym, i ten wzorzec wcale nie musi być korzystny dla kupujących. Dlatego koniecznie trzeba wcześniej skonsultować umowę z prawnikiem niezwiązanym ze sprzedającym. Przy transakcji kupna nie polegaj tylko na notariuszu. On ma za zadanie sprawdzić i potwierdzić tożsamość kupujących, zebrać oświadczenia od stron transakcji oraz pobrać podatek. Czy da się wyeliminować ryzyko dzięki temu, że rzetelny notariusz posprawdza wszystkie dokumenty? Moim zdaniem nie. Może dojść do sytuacji, że notariusz wykonał swoje obowiązki z należytą starannością, ale sprzedający przedstawił podrobione dokumenty lub zeznał, że nie ma żony, która byłaby współwłaścicielem nieruchomości, co będzie nieprawdą. 

Tomasz Szopiński 



Sztuczna inteligencja


Usługi przyszłości opierać się będą na sztucznej inteligencji. Rozwiązania z zakresu sztucznej inteligencji już dziś mogą przewidywać niebezpieczne zachowania u kierowców oraz prognozować ryzyko epidemiologiczne. 



Wirtualni doradcy coraz częściej przejmują kontakt telefoniczny z klientem. Następujące zmiany technologiczne wymuszą na przedsiębiorcach konieczność ich wdrożeń. Eksperci jednak przekonują, że sztuczna inteligencja wywrze na rynku pracy nie niszczący, lecz stymulujący wpływ. Powstaną bowiem nowe stanowiska pracy.

– Klienci przyszłości to wszystkie osoby, które poszukują użytecznych usług. Usługi przyszłości z kolei z natury zawierać będą pewien element cyfrowy. Dlatego wszyscy staniemy się konsumentami i producentami hybrydowych produktów i usług wykorzystujących sztuczną inteligencję, dane, wirtualną rzeczywistość, rozszerzoną rzeczywistość i inne cyfrowe technologie. Będzie to dla nas zupełnie naturalne, szczególnie dla młodszych pokoleń – mówi Ayesha Khanna, dyrektor generalny i współzałożycielka ADDO AI.

Rozwiązania z zakresu sztucznej inteligencji pozwolą firmom przede wszystkim wypracować znaczne oszczędności. Centra obsługi klientów są obecnie postrzegane jako jedne z największych generatorów kosztów. Najnowszą technologią pozwalającą je obniżać są wirtualni agenci. To zautomatyzowane systemy, wyszkolone na transkrypcjach usług, które mogą wykorzystywać sztuczną inteligencję do rozpoznawania i odpowiadania na żądania klientów przez telefon lub czat. Najbardziej znaczące korzyści z wirtualnej obsługi klienta wynikają jednak z poprawy jakości obsługi.

– Każda firma, o ile zależy jej na utrzymaniu konkurencyjnej pozycji na rynku, musi inwestować w rozwiązania sztucznej inteligencji. Chcąc podnieść jakość obsługi klienta, lepiej rozumieć jego potrzeby i prezentować swoje produkty jako atrakcyjne i użyteczne, musimy korzystać z danych, a właśnie sztuczna inteligencja umożliwia ich analizę. Jest to również konieczne dla obsługi klienta, bo automatyzacja wspierana przez sztuczną inteligencję usprawnia i przyspiesza procedury w tym zakresie – przekonuje Ayesha Khanna.

ADDO AI zbudowało dla jednego z największych dostawców ubezpieczeń w Azji prototypową platformę, która identyfikowała ryzykowne zachowania kierowców w starszym wieku. Wykorzystując kombinację danych z kamer samochodowych, telematyki z diagnostyki pokładowej (OBD) oraz informacji o ruchu drogowym i pogodzie model został przeszkolony tak, aby identyfikować i przewidywać, kiedy starsi kierowcy zaczynają jeździć w ryzykowny sposób. Dzięki temu system mógł doradzić im, by się zatrzymali. Pilot wykorzystał różne techniki sztucznej inteligencji, w tym głębokie uczenie maszynowe i splotowe sieci neuronowe.

Firma pracowała też nad systemem nadzoru epidemiologicznego w indyjskiej prowincji Pendżab. Wiązało się to z gromadzeniem i analizowaniem informacji w czasie rzeczywistym, takich jak dane pogodowe z Departamentu Meteorologicznego, dane o epidemii choroby z Departamentu Zdrowia oraz dane dotyczące opieki zdrowotnej ze szpitali. Dzięki temu zostały opracowane wzorce przewidywania, w których podkreślono wpływ różnych zmiennych na stan zdrowia.

Ważnym aspektem związanym z implementacją sztucznej inteligencji w różnych branżach jest potrzeba przemodelowania rynku pracy.

– Sztuczna inteligencja i robotyka przyniosą nieuchronne zmiany w większości zawodów. Powinniśmy wspierać ludzi, których stanowiska pracy zostaną wyparte. Zapewniać im odpowiednie środki i czas, aby mogli się dostosować do zmian. Sądzę, że w miejsce starych zawodów powstanie szereg nowych. Jednocześnie wszystkie państwa powinny podjąć działania, by wspierać ludzi w tym przełomowym okresie, aby nie utracili dochodów, pewności twórczej i własnej tożsamości – apeluje ekspertka.

Analitycy Gartnera przewidują, że do 2022 roku jedna piąta kontaktów z klientami będzie obsługiwana przez wirtualnych doradców. Znacznie więcej, bo 70 proc. tych interakcji, zostanie zrealizowanych przy wsparciu sztucznej inteligencji.
Newseria


dr Ayesha Khanna, Co-Founder and CEO, Firma: ADDO AI




Patriotyczne koszulki i gadżety

Patriotyczne koszulki i gadżety
Patriotyczne koszulki i gadżety

Porady Prawne Online